Akcja #wolnemedia zalała internet. Wszystko zaczęło się 10 lutego, kiedy duża część stacji telewizyjnych, radiowych, portali internetowych i gazet przestała nadawać na znak protestu. Kilka dni po tym wydarzeniu konflikt, który trawi całą Polskę od kilku lat, jeszcze się zaognił. Spadamy przez to w rankingach wolności słowa. Dziś wyprzedza nas trapiona konfliktem w Górskim Karabachu Armenia, Mauritius, w którym niedawno doszło do katastrofy ekologicznej, a także afrykański Madagaskar, Burkina Faso, Samoa, czy Namibia.
- Na polskich uniwersytetach powstają prace dotyczące manipulacji, propagandy i stronniczości mediów w Polsce. Z badań naukowców z Uniwersytetu Jagiellońskiego wynika, że w naszym kraju ze świeczką trzeba szukać tytułów, które są bezinteresowne.
- Polska od kilku lat pikuje w rankingu wolności słowa. W 2013 roku, zajmowaliśmy 22 miejsce, w 2015 18. W roku 2016 spadliśmy na miejsce 47. Dziś Polska plasuje się na 62 pozycji.
- Jacek Świat z Prawa i Sprawiedliwości mówi, że Węgry to kraj praworządny, a media tam działają, tak jak powinny.
- W rankingu Reporterów bez granic, Węgry zajmują 89 miejsce.
#wolnemedia w ciszy
Dziś we Wrocławiu, pod Pręgierzem w Rynku nie zebrało się tak dużo osób, jak deklarowało to w sieciach społecznościowych. Przyszli tylko ci najwytrwalsi. – Protestujemy w różnych formach już od pięciu lat. Raz z większym, raz z mniejszym skutkiem – mówi Robert Wagner, jeden z liderów antyrządowych protestów we Wrocławiu.
Dzisiejsza manifestacja sprowadziła do centrum miasta głównie policję. Kilkadziesiąt radiowozów, wypełnionych dobrze wyposażonymi funkcjonariuszami. Mundurowi wylegitymowali większość z kilkudziesięcioosobowej grupy, która z transparentami „wolne media”, czy „solidarność”, przyszła do Rynku.
Manifestacja trwała około pół godziny. Nie wygłoszono przemówień, nie śpiewano (choć piosenkę przygotowała aktorka Teatru Capitol Justyna Szafran), nie krzyczano przez megafony. Protest odbył się w ciszy. Zebrani zrobili sobie kilka zdjęć z przyniesionymi banerami, wstawili je do sieci. Na tym protest się zakończył. Nie skończył się jednak konflikt, którego główny front znajduje się właśnie w internecie, w telewizjach, w radiach i gazetach.

TVP kontra TVN
Telewizja Polska, a konkretnie stacja TVP Info, której likwidację zapowiada szumnie prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski, rozpoczęła swoją ofensywę. Na czerwonych paskach czytamy, że „Platforma Obywatelska walczy z dziennikarzami”, „Platforma Obywatelska chce odebrać Polakom informacje”, a w prawym dolnym rogu widzimy napis „w obronie wolności słowa”. Zapraszani goście przekonują, że jedynym złem, które spotyka Polskę jest TVN. Spełniają więc kryteria emisji.
Przełączamy na drugi kanał. Tam przedstawiana rzeczywistość jest zgoła odmienna. Na żółtym pasku informacyjnym czytamy, że niezależne polskie media są dyskryminowane, a wydanie programu Ranking Mazura rozpoczyna się od prześmiewczego materiału dotyczącego Telewizji Polskiej. Drugi materiał w kolejności, to dalszy ciąg perypetii partii Jarosława Gowina. To właśnie on sprzeciwił się wprowadzaniu nowego, parapodatku od reklam. Spełnia więc kryteria emisji.
Tymczasem na polskich uniwersytetach powstają prace dotyczące manipulacji, propagandy i stronniczości mediów w naszym kraju. Jak wynika między innymi z badań naukowców z Uniwersytetu Jagiellońskiego, w Polsce ze świeczką trzeba szukać tytułów, które są bezinteresowne.
Pracę na ten temat napisała Agata Marciniak, pod kierownictwem dr. hab. Weroniki Świerczyńskiej-Głowni. Pod lupę wzięto Gazetę Wyborczą z Katowic, Polskie Radio Katowice oraz TVP3 Katowice.

Media straciły mandat do komentowania polityki?
W pracy przedstawiono teorię manipulacji, która opisywana jest w formie piramidy. Składa się ona z manipulacji tła, tj. struktury właścicielskiej, manipulacji w oparciu o narzędzia zarządzania, czyli gatekeeping, agenda setting i framing oraz manipulacji bezpośredniej, czyli dokonanej przez autora danej publikacji w relacji nadawca – odbiorca.
Autorka zastanawia się, jak struktura właścicielska wpływa na komunikaty, które docierają do odbiorców, czyli do nas. Jej zdaniem, taka sytuacja sprawia, że wiele mediów w Polsce straciło monopol na komentowanie sytuacji politycznej.
Zauważyć można odwrócenie ról kontrolerów – media mimo pluralizmu czy cyfryzacji, mogą nie mieć już kompetencji do sprawowania pieczy nad działalnością polityczną – zauważa autorka.
Inną pracą, która powstała w ostatnich latach na Uniwersytecie Jagiellońskim, jest napisana przez Katarzynę Wojtowicz, pod opieką dr Beaty Zając z Instytutu Nauk Politycznych UJ, praca pod tytułem Manipulacja medialna w Polsce na przykładzie informacji przekazywanych w programach „Fakty” TVN i „Wiadomości” TVP1.
Mass media, w tym szczególnie telewizja, opanowały sztukę wywierania wpływu niemalże do perfekcji. Przekazy medialne pozbawione są bezinteresowności i obiektywności. Odbiorca często traktowany jest instrumentalnie. Wykorzystuje się go do osiągnięcia określonych celów politycznych lub marketingowych – czytamy w opisie pracy.
Autorka przybliża także wpływ polityki na media. Za przykład tego typu działań służy m.in. cenzurowanie i manipulowanie treścią informacji przekazywanych przez Telewizję Polską oraz TVN. Praca, co może wydać się niektórym szokujące, wcale nie wskazuje na różnice między stacjami, a raczej na podobieństwa w ich działaniu. Różnica jest tylko w zakładanym celu.

#wolnemedia w rankingach
To wszystko sprawia, że Polska od kilku lat pikuje w rankingu wolności słowa, który przygotowuje organizacja Reporterzy bez granic z siedzibą we Francji. W 2013 roku, zajmowaliśmy 22 miejsce, w 2015 18. W roku 2016 spadliśmy już na miejsce 47. Dziś Polska plasuje się na 62 pozycji.
Wyprzedza nas trapiona konfliktem w Górskim Karabachu Armenia, Mauritius, w którym niedawno doszło do katastrofy ekologicznej, afrykański Madagaskar, Burkina Faso, Samoa, czy Namibia. Najdalej nam do zajmującej pierwsze miejsce w rankingu Norwegii, drugiej Finlandii, czy trzeciej Danii.
Ostatnie miejsca w rankingu Reporterów bez granic, od wielu lat zarezerwowane są dla Korei Północnej, Turkmenistanu, Erytrei, Chin, Kuby czy Arabii Saudyjskiej.
Zobacz galerię: Armenia i Azerbejdżan. Górski Karabach na granicy wojny

Co decyduje o takim spadku?
Reporterzy bez granic, celują w szczególności w działania polskiego rządu. Wymieniane są problemy z niezależnością wymiaru sprawiedliwości, ale także coraz częstsze zniesławianie na łamach mediów. Więcej jest również spraw sądowych wytaczanych dziennikarzom, co jest jednym z głównych kryteriów rankingu.
Niektóre sądy stosują obecnie art. 212 kodeksu karnego, zgodnie z którym dziennikarze mogą zostać skazani nawet na rok więzienia za zniesławienie, chociaż kodeks cywilny zapewnia obywatelom wszelką ochronę, jakiej potrzebują, jeśli zostaną zniesławieni. Nawet jeśli sądy zwykle zadowalają się karaniem dziennikarzy, zastosowanie art. 212 zachęca niezależne media do autocenzury. Warszawska Gazeta Wyborcza pozostaje głównym celem rządowych procesów sądowych – czytamy na stronie Reporterów bez granic.
Organizacja wymienia także mowę nienawiści w mediach państwowych, które jej zdaniem zostały przekształcone w rządowe tuby propagandowe. Ich nowi dyrektorzy nie tolerują sprzeciwu ani neutralności ze strony pracowników i zwalniają tych, którzy odmawiają przestrzegania tych reguł. Wiele protestów odbyło się pod siedzibą kierownictwa państwowego nadawcy TVP. Po jednym z protestów w lutym 2019 r. wieczorny program informacyjny TVP „Wiadomości” wyemitował materiał wideo i dane osobowe dziesięciu demonstrantów. TVP złożyła również skargę na polskiego rzecznika praw obywatelskich Adama Bodnara, który powiedział, że jej materiały na temat prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza, były równoznaczne z mową nienawiści i sugerował, że mogło to mieć wpływ na osobę, która zamordowała Adamowicza w styczniu 2019 roku – czytamy.

#wolnemedia a „orbanizacja”
– Pluralizm będziemy mieć wtedy, kiedy media publiczne zaczną mówić i o opozycji i o złych postępach rządu, a tego nie ma. Rząd jest gloryfikowany za dwa miliardy złotych, które powinny pójść na edukację i na NFZ, a idą na propagandę Jacka Kurskiego – mówi jeden z organizatorów dzisiejszego protestu we Wrocławiu Maciek Wiśniewski.
Wtórujemy mu Robert Wagner. – To w sumie nie jest protest tylko bardziej zamanifestowanie naszej solidarności z mediami, które powinny w naszym kraju być niezależne od władzy. Ten quasi podatek, który chcą wprowadzić spowoduje, że te media albo zaczną być zależne albo zaczną być potulne albo będą musiały płacić kolejny haracz, który nie jest raczej zgodny z prawem, bo nie zmienia się warunków umowy podczas jej trwania. Możemy tak sobie wymieniać, ale generalnie chodzi o to, że mamy powoli „orbanizację” mediów w Polsce.
Zupełnie nie zgadza się z tym poseł Prawa i Sprawiedliwości z Wrocławia, Jacek Świat. Twierdzi on, że Węgry to kraj praworządny, a media tam działają, tak jak powinny.
W rankingu Reporterów bez granic, Węgry zajmują 89 miejsce na 179 państw.

Jak czytamy na stronie rankingu, prorządowa fundacja medialna, Central European Press and Media Foundation (w skrócie KESMA w języku węgierskim) dominuje w krajobrazie medialnym. Dla niezależnych dziennikarzy dostęp do informacji jest coraz trudniejszy. Zakazano im swobodnego zadawania pytań politykom w parlamencie lub uczestniczenia w różnych wydarzeniach. Politycy rządowi nie udzielają wywiadów krytycznym dla rządu mediom. Działy prasowe instytucji publicznych zazwyczaj nie odpowiadają na pytania niezależnych mediów. Rada ds. Mediów została ponownie wybrana w grudniu 2019 r. Tylko kandydaci rządzącej partii Fidesz zostali wybrani na nowych członków najpotężniejszego węgierskiego organu regulacyjnego ds. Mediów. Posłowie Fideszu zasiadający w doraźnej komisji parlamentarnej odrzucili wszystkich kandydatów partii opozycyjnych.
Zdaniem Jacka Świata, takiego zagrożenia nie ma ani na Węgrzech, ani nie będzie w Polsce. Jak tłumaczy, prace nad nowym „podatkiem” od reklam jeszcze się nie rozpoczęły, a projekt będzie konsultowany w najbliższych tygodniach.
– To jest bardzo specyficzny, nie tyle podatek, ile składka, bo ona nie idzie do budżetu państwa tylko przewidziane jest, że będzie szła na celowany fundusz. Bardzo konkretny, czyli albo na Narodowy Fundusz Zdrowia albo na fundusz kulturalny, więc jest jest to swego rodzaju parapodatek. Wynika to po prostu ze zdrowego rozsądku, po to żeby wielkie koncerny nie unikały opodatkowania, bo łatwo jest uniknąć klasycznego opodatkowania. Przed taką składką uciec będzie trudniej, a jednocześnie cel jest jak najbardziej szczytny i oczywiście nie ma tu mowy, żeby to w jakikolwiek sposób zagroziło upadłością dużych firm i tym samym wolności słowa – mówi poseł Prawa i Sprawiedliwości.
– Jeśli ktoś uważa, że taki podatek jest łamaniem prawa, to wiele innych krajów też łamie prawo. Podatek od reklam pobierany jest w różnych państwach Unii Europejskiej. To na pewno nie zamach na wolność słowa. Tu chodzi po prostu o pieniądze, które proszę mi uwierzyć, mają te wielkie koncerny. Mniejszych mediów lokalnych to nie dotknie, a już na pewno żadna firma nie upadnie od tych 5 procent z gigantycznych zysków – przekonuje Jacek Świat.
Rząd liczy, że nowa danina przyniesie około miliarda złotych. Pieniądze mają powędrować do Narodowego Funduszu Zdrowia oraz na wsparcie kultury i utrzymanie zabytków.
Polityczna wojna w mediach i w Polsce, trwa więc w najlepsze i jej końca wcale nie widać. Kolejne wybory parlamentarne czekają nas w 2023 roku, a wybory prezydenckie w roku 2025.
