Autorka tekstu i zdjęć: Agnieszka Kaniewska
Idą wybory. Łukaszenka traci
W słoneczną niedzielę pod ambasadą Białorusi w Polsce zebrał się tłum Białorusinów. Mają ze sobą transparenty i narodowe flagi. Podobnie dzieje się w innych miastach Europy. Ludzie protestują także w Stanach Zjednoczonych. I oczywiście w samej Białorusi.
– Ludzie zebrali się tutaj z kilku powodów. Większość przeciwko aresztowaniom. Jesteśmy tu wszyscy razem przeciwko przemocy, która teraz ma miejsce w naszym kraju – mówi Maryanna z Mińska, uczestniczka czerwcowej demonstracji w Warszawie.
– Nie zgadzamy się na to co się dzieje, chcemy wolnych wyborów, chcemy być solidarni z więźniami politycznymi. To co jest dla mnie ważne, to ta solidarność. Tam nasi na Białorusi protestują, a my siedzimy. Nic nie możemy zrobić, nic nam też nie grozi. Dlatego się jednoczymy i pokazujemy, że, to co się dzieje w naszym kraju nie jest nam obojętne.
Za kilka tygodni, 9 sierpnia Białorusini będą wybierać swojego prezydenta – przynajmniej oficjalnie. Wybory u naszego wschodniego sąsiada to zazwyczaj czas dość gęstej atmosfery. Aresztowania opozycjonistów w tym okresie są niemal normą i nie dziwią już chyba nikogo. Tym razem już od jakiegoś czasu jest inaczej.
Prześladowania przeciwników Aleksandra Łukaszenki, czyli kandydatów na prezydenta, działaczy społecznych oraz zwykłych ludzi, zaczęły się znacznie wcześniej.
Koronawirus? „Wódka i łosoś”
Najpierw w maju urzędujący prezydent ostro skrytykował część swoich kontrkandydatów. Reakcją społeczeństwa był wzrost determinacji w składaniu podpisów na listach poparcia oponentów Łukaszenki.
Według informacji Ośrodka Studiów Wschodnich im. Marka Karpa, w ciągu dwóch ostatnich dni maja, akcje zbierania podpisów zmobilizowały ok. 20 tysięcy obywateli. Jak podaje portal naviny.by, siedmiu pretendentów na funkcję prezydenta Białorusi zdobyło wymagane dla rejestracji kandydata 100 tys. podpisów ( red. Wiktor Babaryka, Waleryj Capkalo, Andriej Dmitriew, Anna Konopackaja, Swetrlana Tichanowskaja, Sergiej Cherechen oraz Aleksander Łukaszenko).
Niezadowolenie społeczne rośnie widocznie i związane jest także z pandemią COVID-19, która na Białorusi nie została potraktowana poważnie. Kraj nie był izolowany, nie wprowadzono zaleceń WHO. 9 maja, jak zawsze, odbyła się Parada Zwycięstwa. Bez zachowania jakichkolwiek zasad bezpieczeństwa. Łukaszenko zalecił ludziom leczyć się wódką i zagryzać ją łososiem.
Fala za falą
Iskrą, która spowodowała pełną mobilizację przy uzupełnianiu list poparcia, było zatrzymanie 29 maja w Grodnie, popularnego blogera – Siarhieja Cichanouskiego. Został on oskarżony o „organizowanie i przygotowywanie działań rażąco naruszających porządek publiczny oraz pobicie policjanta”. Amatorski film nagrany podczas incydentu zdaniem wielu obserwatorów mógł być prowokacją.
Aresztowanie Cichanouskiego wyprowadziło ludzi na ulice Mińska, ale też innych miast: m.in. Brześcia, Mołodeczno, czy Witebska. Do o tej pory protesty kończyły się w stolicy.
W drugiej połowie czerwca Łukaszenko uderzył w następnego kontrkandydata: Wiktora Babarykę, prezesa Biełgazprombanku. Mężczyźnie postawiono zarzuty dokonywania nielegalnych operacji finansowych.
Podczas protestów w jego obronie, które rozgorzały już kolejnego dnia, zatrzymano blisko 300 osób, w tym dziennikarzy. Przez kraj znów przeszła fala protestów. Łańcuchy solidarności z zachowaniem odstępów stały w milczeniu na chodnikach. Wielu uczestników szybko zatrzymała policja.
– Ludzie nie wytrzymali. Trudno było pojąć, że w trakcie zbierania głosów aresztowani są kandydaci. My pokojowo chcemy iść na wybory, a władza odpowiada nam przemocą. To była taka ostatnia kropla, która przelała czarę – opowiada Maryanna. Maxim z Brześcia dodaje, że „po 26 latach ludzie w końcu się zmęczyli! Młodzież, która jeździ po Europie, widzi, że można lepiej i normalnie żyć. (…) Demonstracje odbywają się w całym kraju. Ludzi zatrzymują. Na szczęście rano puszczają. (…) Dusza i serce rwie się do domu. Jak tylko będę mógł, pojadę tam. Nie mogę już usiedzieć.”
Franak Viačorka, białoruski dziennikarz, na swoim koncie Twitter napisał: „Przemoc. Dużo przemocy wobec pokojowo nastawionych demonstrantów. Dlaczego władze zareagowały tak surowo? Jest to dowód na słabość reżimu, a nie jego siłę. I nie widzę żadnej logiki w tej brutalności i ponad 200 zatrzymanych po dość nieszkodliwym ludzkim łańcuchu”.
W geście solidarności Białorusini zaczęli się organizować w różnych częściach świata. Protestujący w geście solidarności wyszli ulice m.in. w USA, Wielkiej Brytanii, Litwy, a także Polski. W dłoniach zobaczyć można było biało-czerwono-białe historyczne flagi, będące symbolem opozycji.

Symbol sprzeciwu – 3% i psychoza
Oficjalnie na Białorusi nie są prowadzone sondaże popularności i nie publikuje się danych dotyczących zaufania do władzy. Wolha Kawalkowa, eks-kandydatka na prezydenta z ramienia Białoruskiej Partii Chrześcijańsko-Demokratycznej, zakłada, że Łukaszenko może mieć realnie około 30 proc. poparcie.
Jest w Mińsku sklep, który postawił inną hipotezę. To sklep „Symbol” z odzieżą i białoruskimi akcesoriami patriotycznymi. Stał się on symbolem protestu. Wszystko dlatego, że prezydentowi Łukaszence nie spodobały się sprzedawane tam t-shirty. Z jakiego powodu?
Саша 3%, Я/МЫ 97%, ПСІХО3% („Sasza 3%”, „Ja/My 97%”, „Psycho3%) – to teraz najpopularniejsze hasła na transparentach. Trzy procent odnosi się do internetowych rankingów, w których poparcie dla urzędującego prezydenta wynosi ni mniej, nie więcej a właśnie tyle.
Z kolei slogan „Psycho3%”, nawiązuje do stwierdzenia Łukaszenki, że świat ogarnia „koronawirusowa psychoza”. „Możemy cierpieć bardziej z powodu paniki, niż z powodu samego wirusa” – powiedział niedawno prezydent i nakazał służbie bezpieczeństwa zbadać wszystkie przypadki „fałszywych informacji” o koronawirusie.
Wszystko to sprawiło, że na Białorusi w końcu powstał mem „3%”. Temat podchwycił biznes. Klienci w różnych miejscach zaczęli otrzymywać 3 proc. zniżki.
W międzyczasie kolejka za koszulkami została uznana za nielegalną demonstrację. Zatrzymywano kupujących, partię koszulek przejęła policja, a szwalnię zamknął sanepid.
– Z jednej strony to jest fantastyczne. Ludzie zaczęli się angażować obywatelsko. Chcą iść do wyborów, być członkami komisji, być obserwatorami – kończy swoją opowieść Maryanna.
– Z drugiej strony boję się, że ta cała determinacja będzie zduszona, że wygrana Łukaszenki w wyborach spowoduje dużą falę migracji z Białorusi i nie będzie już nikogo, kto będzie walczył.
W internecie powstało wiele grup, które organizują wsparcie dla działań opozycji. W Polsce także utworzono zbiórkę funduszy. Powstają komitety poparcia dla przeprowadzenia referendum. Miałoby ono dotyczyć powrotu do konstytucji, która nie daje prezydentowi możliwości nieskończonych rządów.
25 czerwca Aleksander Łukaszenko oskarżył Rosję i Polskę o ingerencję w zbliżające się wybory prezydenckie. Protesty na Białorusi trwają.