Borelioza to choroba, którą co roku zakaża się około 20 tysięcy osób w Polsce. Dotychczasowe metody jej leczenia nie zawsze pomagają lub w dłuższym okresie mogą wyniszczać organizm. Objawy boleriozy mogą być różne. Najczęstszym jest tzw. rumień wędrujący, który pojawia się tam, gdzie wgryzł się kleszcz. Może też się zdarzyć, że choroba pozostaje niezauważona przez długi czas i pierwsze objawy boleriozy dotrzegamy dopiero po latach.
Objawy boleriozy mogą pojawić się po kilku tygodniach lub nawet po kilku latach od ugryzienia przez kleszcza. Nieleczona choroba może prowadzić na przykład do problemów z narządami wewnętrznymi i do dolegliwości związanymi ze stawami, układem nerwowym oraz sercem.
Sposób na boleriozę prosto z Wrocławia
Natalia Górna zachorowała na boleriozę kilka lat temu. Później wspólnie ze swoim narzeczonym Mateuszem Wołkiem próbowali znaleźć skuteczną metodę walki z zakażeniem. Próbowali antybiotyków, ale nie pomagały na dłuższy okres. Sięgali po metody alternatywne, zioła i biorezonans. To też nie przynosiło efektów. Początkowo była ulga, ale później dolegliwości wracały. W końcu natknęli się na terapię z użyciem lamp.
– Była poprawa, ale znów tylko na chwilę. Jednak okazało się, że częstotliwość fal elektromagnetycznych da się wzmocnić. Możliwe jest stworzenie zbioru częstotliwości, który oszuka bakterie boreliozy, powodując ich rozpad, a także opóźni dostosowanie się bakterii do fal – wyjaśnia Mateusz Wołek, który przez lata walki z boleriozą, stał się już specjalistą w tej dziedzinie.
Po ponad roku pracy nad udoskonaleniem metody – udało się. Ulepszyli lampy sprowadzane z Czech. – To najlepsze urządzenia do prowadzenia terapii tą metodą, a dzięki naszej pracy stały się znacznie bardziej skuteczne – twierdzi Mateusz Wołek.
W międzyczasie mężczyzna założył własną firmę i rozpoczął przyjmowanie pacjentów. Przez dwa lata pomógł już ponad 60 chorym, którzy dziś funkcjonują zupełnie normalnie.
– U Mateusza spotykałam ludzi, którzy nawet wstawali z wózka po terapii. Część z nich uzupełniała ją ziołami, co przynosiło zaskakująco dobre efekty – opowiada Magdalena Śnieżek, jedna z pacjentek, która wyszła z przewlekłej boreliozy.

Leczenie boleriozy: To dale rozbijają bakterie
Terapia z lampami polega na poddawaniu pacjentów promieniom elektromagnetycznym, które przenikają ich ciała i rozbijają bakterie. Dodatkową, korzyścią w walce z boreliozą, ma być wzmocnienie układu odpornościowego, po to aby później sam radził sobie z bakteriami.
Pozbycie się ich nadmiaru, to kwestia kilku lub kilkunastu zabiegów. Natomiast wzmocnienie układu odpornościowego trwa znacznie dłużej. Zwłaszcza gdy objawy boleriozy są już silne. Tym niemniej różnicę czuć już po kilku zabiegach. – Terapia musi być wspomagana dietą i suplementacją, czasami dołącza się też zioła. Każdemu pacjentowi doradzamy, jakich produktów unikać, a jakie jeść – mówi Wołek.
Terapia z użyciem zmodyfikowanych lamp pozwala po pewnym czasie zrezygnować z antybiotyków. Jednak może to nastąpić dopiero po zakończeniu okresu przyjmowania zalecanego przez lekarzy.
– Nie kwestionujemy działania antybiotyków – wyjaśnia Mateusz Wołek. – W przypadku przewlekłej boreliozy, podanie antybiotyku nie zabija tych bakterii, które zdążyły już się przenieść do mózgu, czy stawów i tam się rozmnażają. Antybiotyki są najskuteczniejsze w eliminacji bakterii, które są w krwiobiegu. Poza tym podawanie antybiotyków przed kilka lat, a takie są praktyki, może być wyniszczające dla organizmu – podkreśla.
Objawy boleriozy można leczyć w domu
Do czasu epidemii koronawirusa terapia boleriozy przeprowadzona w gabinecie we Wrocławiu. Wokół jednej lampy gromadziło się nawet kilku pacjentów, którzy razem uczestniczyli w kilkugodzinnych sesjach. Ograniczenia spowodowały konieczność wyjścia z terapią poza gabinet.
– Mamy urządzenia przenośne, z którymi jeździmy do domów chorych na terenie województwa dolnośląskiego, śląskiego, małopolskiego i mazowieckiego – wymienia Mateusz Wołek.
Z danych Głównego Inspektoratu Sanitarnego wynika, że poziom zachorowań na boreliozę utrzymuje się na wysokim poziomie. W poprzednim roku objawy boleriozy odnotowano u 20,6 tys. osób.
W 2018 – 20,1 tys. W 2017 – 21,5 tys. Dla porównania: przed dziesięcioma laty boreliozą zarażało się od kleszczy jedynie 4 tys. osób. – Jest też wiele osób cierpiących na dolegliwości o nieznanej przyczynie, którą może być np. borelioza – podsumowuje Mateusz Wołek.
Na www.KolorowePtaki.com przeczytasz także wywiad z profesorem Marcinem Drągiem z Politechniki Wrocławskiej. Od kilku lat zajmuje się koronawirusami. Wyniki prac jego zespołu opublikowały dwa uznane tytuły Science Advances i The Nature.