Kapelusz – zanim kupisz, naucz się, jak go nosić

kapelusz
fot: Yuri_Arcurs/ iStockphoto

Kiedyś żaden szanowany obywatel nawet nie pomyślał, żeby pokazać się w towarzystwie z gołą głową. Ukrywał ją więc pod kapeluszem – do wojny, bo po niej zaczęliśmy zapominać o eleganckim nakryciu głowy. Absolutnym kresem szlachetnego przyzwyczajenia było pojawienie się mody na baseballówki. Dziś fedory i panamy wracają do łask. Ale ostrożnie! Z kapeluszem jak z biznesem: trzeba mieć do niego głowę.

Pod starym kapeluszem kryje się często dobra głowa – mówi przysłowie. Mężczyzna w kapeluszu postrzegany był więc jako osoba elegancka i o dobrych manierach. Wśród wielkich pasjonatów tej części garderoby trzeba wymieć Ignacego Jana Paderewskiego, przedwojennego premiera oraz kompozytora. – Paderewski opuścił kiedyś posiedzenie rządu, żeby wybierać z żoną kapelusze – opowiada prof. Zygmunt Woźniczko, historyk z Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach.

Fotografie z lat dwudziestych XX wieku pokazują, że nakrycie głowy było wyznacznikiem pozycji społecznej. Chłopi zazwyczaj nakładali zwykłe, słomiane kapelusze, które miały po prostu chronić przed słońcem. Arystokracja, urzędnicy i ludzie lepiej urodzeni, zwracali baczniejszą uwagę nie tylko na praktyczne właściwości nakrycia głowy, ale również na prezencję. Co zatem się stało, że to, co najelegantsze, zniknęło z życia elit już w latach 60. I 70.? Na przykład to, że przez wieki staliśmy się wyżsi.

Ale zdaniem znawców tematu zagubiliśmy też poczucie smaku. – Przyznaję to z bólem. Polacy po prostu zatracili gust – twierdzi dr Stanisław Krajski, specjalista od savoir vivre. Na dodatek w czasach wojny eleganckie kapelusze zastąpiliśmy ciepłymi czapkami i beretami. Było w nich ciepło, a człowiek nie rzucał się w oczy, nie wyróżniał. A przecież kapelusz przyciąga uwagę.

Wystarczy spojrzeć na fotografie żołnierzy hitlerowskich z czasów II Wojny Światowej. – Czapki niemieckich oficerów były specjalnie podwyższone – tłumaczy Jerzy Turbasa, znany krawiec i autor książki ABC męskiej elegancji. – Miały dodawać żołnierzom wzrostu i tym samym deprymować przeciwnika.

Tak polski król przechytrzył cesarza

Nakrycie głowy było zatem kodem umożliwiającym komunikację między ludźmi. Jego rodzaj i znajomość etykiety z nim związanej dużo mówiło o człowieku. Te czasy przypomina przysłowie z początku XX wieku: Kapelusz sombrero, a w kieszeni zero, czy Na głowie kapelusz, a rozumu ani rusz.

Najważniejszą zasadą kapeluszowego savoir-vivre jest to, że pod żadnym pozorem nie wolno nosić go w budynkach, jak i w ogródku przy restauracji. – Wszystkie podręczniki etykiety przekazują, że zdjęcie nakrycia głowy w tych sytuacjach, to okazanie szacunku innym osobom – tłumaczy dr Stanisław Krajski.

Nie bez znaczenia jest także moment zdjęcia kapelusza. Przyjęło się, że to człowiek o niższej pozycji społecznej przy powitaniu powinien zrobić to jako pierwszy. Jak ważny i symboliczny to gest, obrazuje spotkanie Jana III Sobieskiego z cesarzem austriackim po zwycięskiej obronie Wiednia. Kto miał pierwszy zdjąć nakrycie głowy? Cesarz czy bohater odsieczy? Leopold I Habsburg ani myślał o ukorzeniu się przed polskim władcą. Nasz król podobnie. Przecież to on wygrał ważną batalię. Po chwili konsternacji uniósł więc dłoń tak, jak gdyby sięgał do czapki. Wtedy cesarz zdjął nakrycie głowy, a Jan III Sobieski… podkręcił sobie wąs.

Na szczęście skończyło się bez dyplomatycznych niepokojów. Ale skandal przy zdejmowaniu kapelusza można wywołać na wiele sposobów.

Trzeba na przykład pamiętać, że kapelusz na powitanie powinno się zdejmować ręką, która jest przeciwna do osoby idącej z naprzeciwka. – Gdy ktoś przechodzi z naszej lewej strony, to kapelusz zdejmujemy ręką prawą. Gdybyśmy zrobili inaczej, to po pierwsze, zasłaniamy twarz, a po drugie, możemy po prostu uderzyć osobę, z którą się właśnie witamy – wyjaśnia dr Krajski.

Czytaj także: To działa na kobiety. Kosmetyki dla mężczyzn biją rekordy

Należy również koniecznie zwracać uwagę na to, gdzie kładziemy kapelusz po wejściu do budynku. Specjaliści od savoir-vivre podpowiadają, że pod żadnym pozorem nie wolno kłaść go na stole. Najlepiej powiesić na wieszaku. – Absolutnie źle postrzegane jest też pozostawienie go na oparciu krzesła – ostrzega Stanisław Krajski.

Nie powinniśmy również traktować kapelusza jako nakrycia głowy na zimę. To po pierwsze nieeleganckie, bo zapewne naciągniemy go zbyt mocno na uszy, a po drugie, zupełnie nie praktyczne – nawet naciągnięty na uszy kapelusz przed zimnem nas nie uchroni. – Ja w zimie noszę po prostu czapkę narciarkę – śmieje się specjalista od savoir-vivre i opowiada o znajomym adwokacie, który do kapelusza niemal przyrósł.

Bo kapelusze wracają. Traktuje się je jako znak przynależności do klasy średniej. Zdaniem dr Krajskiego najlepiej widać to na zachodzie. Tam biznes stał się rodzajem nowej arystokracji, a klasa średnia od wielu lat ma się dobrze. – Są niezależni finansowo, dysponują wolnym czasem i chcą w jakiś sposób to manifestować. Stąd powrót do kapeluszy.

Henryk Kwinto i Slash

Co zatem ma do wyboru współczesny mężczyzna? Tutaj mimo upływu lat niewiele się zmieniło. Do łask wrócił przede wszystkim najbardziej popularny kapelusz z początku XX wieku, czyli tak zwany Fedora. Zazwyczaj jest wykonany z filcu. Posiada także proste rondo.

Pasuje idealnie niemal do każdego rodzaju ubrania. Dobrze będzie wyglądał zarówno w zestawieniu z dżinsami, adidasami, jak i z garniturem. Znany z upodobania do tego typu nakrycia głowy był na przykład Humphrey Bogart czy Jan Machulski, filmowy Henryk Kwinto z Va Banku.

Fedory natomiast pod żadnym pozorem nie wolno zakładać na przykład do fraka. Do tak eleganckiego stroju pasuje wyłącznie cylinder. Jest to wysoki kapelusz z wąskim rondem. Pierwszy przedstawiciel tego gatunku powstał w Hiszpanii w 1797 roku i zaprojektował go John Hetherington.

Ozdobiony klejnotami i piórami zyskał popularność w Hiszpanii, by trafić w latach 20. XIX wieku na salony całej Europy. Najczęściej produkuje się je z atłasu, aksamitu, czy filcu. Zazwyczaj mają one kolor czarny. Dziś jednak praktycznie kompletnie wyszły z mody i używają ich głównie jeźdźcy konni czy gwiazdy rocka.

Agent 007 i Indianie z Ekwadoru

Popularny wśród artystów jest także kapelusz o nazwie trilby. Jest on wariacją słynnej Fedory. Ma jednak zdecydowanie mniejsze rondo. Pierwszy raz pojawił się na głowach mężczyzn w XIX wieku. Spopularyzowany był natomiast w latach 60. głównie za sprawą Jamesa Bonda. To w filmie o przygodach agenta 007 Sean Connery nosił trilby do eleganckiego garnituru.

Zgodnie z tradycją trilby wykonywany jest (podobnie jak Fedora) z filcu. Jednak używa się też do jego produkcji tweedu, słomy lub wełny. W kształcie przypomina tradycyjny kapelusz tyrolski. Nie ma jednak na boku charakterystycznego piórka.

Czytaj także: David Bowie był kosmitą, a karierę pierwszy raz zakończył tuż po jej rozpoczęciu

Innym popularnym obecnie kapeluszem jest Panama. To nakrycie głowy trafiło początkowo na głowy amerykańskich turystów i podróżników za sprawą… Indian z Ekwadoru. Z liści iraca palm, czyli tzw. toquilla pletli oni kapelusze świetnie chroniące przed słońcem. Z początku służyły więc budowniczym Kanału Panamskiego.

Mogłoby się zatem wydawać, że tak produkowane kapelusze nie będą ani specjalnie ekskluzywne, ani drogie. Nic bardziej mylnego. Jeden z najdroższych kapeluszy świata to właśnie Panama. Ceny najlepszych jakościowo Panam mogą wynieść nawet 25 tysięcy dolarów.

Wszystko zależy od równości i gęstości splotu. Jeśli jest w nich mniej niż 300 splotów na centymetr kwadratowy. to znaczy, że kapelusz nie jest najlepszej jakości. Najlepsze mają około 1600-2500 splotów. Ważny jest również kolor, kształt i staranność wykończenia. Zazwyczaj określa się je mianem fino (dobre), fino fino (bardzo dobre) lub super fino (doskonałe).

Królicza sierść i żywica

Wśród eleganckich kapeluszy nie może zabraknąć oczywiście Homburga. To także nakrycie głowy bardzo przypominające słynną Fedorę, ale w odróżnieniu do niego, rondo ma lekko zawinięte do góry na całej długości. Kapelusz ten jest także odrobinę wyższy. W latach 20. i 30. był popularną alternatywą dla cylindra. Nosił go między innymi Winston Churchill. Wykonuje się go zazwyczaj z króliczej sierści lub z filcu. Dotarł on na europejskie salony dyplomatyczne za sprawą brytyjskiego monarchy Edwarda VII.

Z Wielką Brytanią kojarzy się także słynny melonik Charliego Chaplina. Powstał w XIX wieku w najstarszej, londyńskiej pracowni kapeluszy Lock. Podobno szef pracowni testował go osobiście, kilkakrotnie po nim skacząc. Co ciekawe, do produkcji melonika dodawano żywicy. Właśnie po to, aby był twardszy.

Jak dopasować kapelusz do siebie?

Jak zatem z takiego gąszczu kapeluszy wybrać ten jeden idealny dla siebie? Sprawa, niestety, nie jest łatwa. Nakrycie głowy musi pasować do reszty ubioru oraz do okoliczności, w jakich się znajdziemy. Powinniśmy także zastanawiać się, jak dobrać je odpowiednio do płaszcza. – Ale tylko wtedy, jeśli mamy w szafie na przykład sześć różnych płaszczy – stwierdza dr Stanisław Krajski.

– Najgorsze jednak w kapeluszach jest to, że są kompletnie niedemokratyczne. Tak jak do biznesu, do kapelusza trzeba mieć głowę – kwituje Jerzy Turbasa. Jak wyjaśnia, najlepiej wyglądają w nich ludzie wysocy lub obdarzeni niewielkimi głowami.

W zależności od kształtu twarzy trzeba zwrócić uwagę na to, jak szerokie jest rondo kapelusza, który zakładamy. Im większa twarz, im wyższy mężczyzna, tym i rondo powinno być większe. Rzecz jasna zasada działa i w drugą stronę – im człowiek niższy, tym i rondo węższe.

Trzeba jednak pamiętać, że żyjemy w czasach, gdy dyscyplina savoir-vivre słabnie. Nie musimy zatem desperacko trzymać się sztywnych zasad noszenia kapelusza. Może towarzyszyć nam lekka doza nonszalancji. – Nie warto nosić kapeluszy na baczność. Możemy zostać uznani za śmiesznych i aroganckich snobów – dorzuca Jerzy Turbasa.

Piotr Kaszuwara

Dziennikarz. Od wielu lat współpracownik wielu polskich redakcji. Między innymi Polskiego Radia we Wrocławiu, Programu 1, 2 oraz 3 Polskiego Radia, Money.pl, Polsat News i Onet.pl,.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *