Zagraniczny obserwator Artem Vazhenkow torturowany na Białorusi

Artem Vazhenkow
Na zdjęciu Artem Vazhenkow / arch. pryw.

Rosjanin Artem Vazhenkow został zatrzymany na Białorusi. Był obserwatorem zagranicznym podczas podczas sierpniowych wyborów prezydenckich. Został dotkliwie pobity przez OMOM i właśnie złożył zawiadomienie o popełnieniu przez nich przestępstwa. W odpowiedzi na to pismo, naczelnik miejscowej milicji napisał, że OMON nie ma sobie nic do zarzucenia. Milicjanci wykonywali jedynie swoje obowiązki. Dla KolorowePtaki.com Artem Vazhenkow opowiada o pobycie na Białorusi, zatrzymaniu, znęcaniu się nad nim w mińskim areszcie, a także nad innymi więźniami.

Agnieszka Kaniewska, KolorowePtaki.com: Zdecydowałeś się pojechać na Białoruś w okresie wyborów, aby obserwować proces wyborczy. Skąd w ogóle ten pomysł?

Artem Vazhenkow: Zaczniemy od tego, że wybory obserwowałem już wcześniej w wielu krajach. Estonia, także Polska w 2015 r., Czechy, Ukraina też w 2015, a dodam, że wtedy relacje Ukrainy i Rosji były bardzo napięte. Białoruś to bliski nam Rosjanom kraj. Szczególnie w sytuacji, gdy wszystkie granice są zamknięte, gdy mamy pandemię. Białoruś była otwarta. Pierwsze pomysły, żeby pojechać i obserwować wybory pojawiły się około pół roku przed ich rozpoczęciem. Jestem regionalnym koordynatorem ruchu Gołos* (Głos) w obwodzie twerskim i często kontaktuję się z różnymi obserwatorami. Szczerze mówiąc, to nawet nie do końca był mój pomysł, tylko naszego ruchu, ale pojechałem tam z ramienia innej organizacji.

*[red. – Ruch Gołos – rosyjski ruch społeczny zajmujący się obroną praw wyborców i niezależnego nadzorem nad wyborami. Należy do Europejskiej Sieci Organizacji Monitorowania Wyborów (ENEMO). Jest także członkiem European Platform for Democratic Elections]

Wcześniej gdy jeździłeś na wybory, reprezentowałeś ruch Gołos czy działałeś niezależnie?

W Estonii byłem jako przedstawiciel ruchu Otwarta Rosja*. Na Białoruś też pojechałem w imieniu Otwartej Rosji, a we wszystkich pozostałych wyborach reprezentowałem ruch Gołos.

*[red. – Otwarta Rosja rosyjski ruch obywatelski utworzony w 2016 r. z inicjatywy Michaiła Chodorkowskiego, skoncentrowany na zagadnieniach demokracji, praw człowieka, uczciwych wyborów. W 2019 r. uległ samorozwiązaniu z powodu prześladowań aktywistów]

Kiedy zbliżały się wybory na Białorusi, było jasne, że będą miały miejsce jakieś konfrontacje, demonstracje, czy pikiety. Nie myślałem, że to przyjmie taką brutalną formę. Taki pokaz sił wobec protestujących. Nie sądziłem, że to będzie tak poważne. Szczerze przyznam, że nie byłem bardzo zagłębiony w białoruską politykę i byłem niewolnikiem pewnego poglądu. W Rosji odnośnie Białorusi uważa się, że rządzi tam na wpół szalony człowiek, kołchoźnik. Rosjanie nie przypuszczali, że jest tam tak brutalna policja, że torturują, mordują ludzi. Nie miałem o tym pojęcia. Przyznaję.

Większość obserwatorów jechało na własną rękę. Niezależnie czy otrzymali akredytację czy nie. My, wraz z Igorem Rogowem z Sarańska, jej nie mieliśmy, ale nie wchodziliśmy na teren komisji wyborczych. To, co mnie interesowało, to czy miała miejsce agitacja wyborcza i czy był jawny dostęp do informacji o wszystkich kandydatach. Obserwowaliśmy co działo się dookoła komisji wyborczych, rozmawialiśmy z wyborcami, itd. Nie robiliśmy żadnych prowokacji, za które mogła być uznana np. próba wejścia do lokalu wyborczego. Byliśmy bardzo ostrożni i dyskretni.

Czy w Mińsku współpracowaliście z miejscowymi obserwatorami?

Nie. Na miejscu nie byliśmy umówieni z nikim takim. Mam na Białorusi znajomych, którym bliska jest określona opcja polityczna, ale nic nie ustalaliśmy. Wiedzieliśmy, że na Białorusi był ruch obserwatorów Żubr* Ogólnie bardzo trudno było cokolwiek zaplanować. Nawet z kimkolwiek się zdzwonić. Nie tylko nie było internetu, ale nie było też zwykłej telefonicznej sieci albo działała bardzo słabo.

*[red. zubr.in – interaktywna platforma do monitorowania przebiegu monitorowania przebiegu kampanii wyborczej i rejestrowania naruszeń przepisów wyborczych w czasie rzeczywistym. Platforma wykorzystywana była przez obserwatorów z projektu „Uczciwi ludzie”, inicjatywnej grupy poparcia dla kandydata na prezydenta Wiktora Babariko. Babariko trafił do aresztu 18 czerwca z zarzutem nadużyć finansowych. Uznany za więźnia politycznego]

I co tam zobaczyłeś?

Trzeba zrozumieć, że format obserwacji był bardzo ograniczony i możliwości było mało. Niemniej jednak nawet taki zakres, dał nam bardzo przerażający obraz. Ogromne kolejki do lokali wyborczych…

Dlaczego tak się działo?

Opozycja wzywała ludzi by głosować, dokładnie w dzień głosowania, a nie wcześniej, co miało zapobiec fałszerstwom. W komisjach wyborczych kończyły się karty. To pierwsza oznaka falsyfikacji. W jednej z komisji były próby konfrontacji. Jednym z elementów, który mocno rzucał się w oczy, była kwestia nas obserwatorów. Nie mieliśmy żadnych praw. Rozmawialiśmy też miejscowymi obserwatorami. Wszystko co mogli, to stać przy wejściu do lokali wyborczych i liczyć, ilu ludzi weszło do środka – taka opcja sprawdzenia frekwencji.

Nawet to nie jest takie pewne, czy to była rzeczywista frekwencja. Ktoś wszedł. Ktoś wyszedł. Kto taki? Wyborca, nie wyborca? Prawdziwą liczbę głosujących można ustalić na podstawie wydanych kart do głosowania. Jeśli jesteś w lokalu to fizycznie widzisz człowieka z kartą. A tak? Siedząc na ulicy, na jakimś pieńku? Nic nie możesz.

W pewnym momencie kontakt z Tobą się urwał. Nie było żadnej informacji, aż do momentu, kiedy białoruska telewizja pokazała wideo z zatrzymanymi przez milicję ludźmi. Na wideo widać Ciebie. Leżysz na ziemi, związany, pobity.

Sytuacja wyglądała tak: zatrzymano nas, mnie i Igora, 11 sierpnia, o 2.00 w nocy. 9 sierpnia były wybory, odbyły się pierwsze manifestacje, braliśmy w nich udział jako postronni obserwatorzy. Widzieliśmy wykorzystanie hukowo-gazowych granatów, kul gumowych, itd. 10 sierpnia wyszliśmy z domu bardzo późno, około 16.00, 17.00. Atmosfera w mieście była bardzo przygniatająca. Mińsk to stolica państwa, a na ulicach poza centrum nie było ludzi, żadnych samochodów. Cały czas pojawiały się grupy OMON. Czuć było strach. Jak jakaś apokalipsa.

Pochodziliśmy po centrum, poznaliśmy grupę Białorusinów, studentów. Rozmawialiśmy na różne tematy, jak oceniają sytuację, czy popierają to, co się dzieje, jaki jest ich pogląd na to, o ich życiu, o planach na przyszłość, itd. Siedzieliśmy i rozmawialiśmy. Było już późno. Internet nie działał dobrze i na oślep szliśmy do domu.

W pewnym momencie zobaczyliśmy duże zgrupowanie OMON, dookoła biegali ludzie. Powiedziałem do Igora „Chodź podejdziemy bliżej i zobaczymy co tam się dzieje, może coś sfotografujemy, nagramy”. Poszliśmy i ktoś zaczął za nami biec. Uciekaliśmy. Igor pobiegł w jedną stronę, ja w drugą, ale nas dogonili. Zatrzymali i zaprowadzili do więźniarki.

Czytaj także na KolorowePtaki.com: Białoruska rewolucja i jej twarze

Rewolucja na Białorusi
fot. Agnieszka Kaniewska, Warszawa 2020

To nie pierwsze Twoje doświadczenie z policją. Już wcześniej byłeś zatrzymywany za swoją działalność w Rosji.

Wcześniej mnie już zatrzymywano w Moskwie. Po złapaniu w Mińsku pomyślałem „Cóż robić. Zaraz strzelę selfie w więźniarce”. Opierałem się o moje rosyjskie doświadczenie. Tam wsadzają do więźniarki, wszyscy ze sobą rozmawiają, żartują, robią zdjęcia. „Złapali nas, nic nie zrobimy, nieprzyjemna sytuacja, przeżyjemy” – tak można to zobrazować.

W Mińsku było zupełnie inaczej. W więźniarce ludzi rzucano prosto na podłogę, jak ścierwo, jednego na drugiego. Nie wiadomo kto miał więcej szczęścia: ten kto leży na dole czy na górze. OMON bił górną warstwę leżących. Dół był przygniatany. Kiedy krzyczysz możesz dostać pałką, kiedy milczysz też możesz dostać. Cieszysz się, kiedy wrzucają na ciebie człowieka, bo nie będą cię przynajmniej bić.

Czyli od początku, po zatrzymaniu spotkałeś się z przemocą.

Byliśmy z Igorem w jednej więźniarce. Od razu zaczęto nas bić. Jeśli popatrzeć na fotografie [red. zrobione później] mam posiniaczoną rękę.

Dlaczego rękę?

Bo dokładnie po tej stronie stali OMONowcy. Zabrali mi telefon. Chcieli hasło. Powiedziałem, że go nie podam. Bili mnie do tej pory, dopóki nie powiedziałem. Wszystko miało miejsce w więźniarce. Igor był twardszy ode mnie, bo nie podał swojego hasła. Bili tam wszystkich. Zaczęliśmy z Igorem krzyczeć, że jesteśmy obywatelami Rosji i nie mamy żadnego związku z tą sytuacją. Ich to jeszcze bardziej wkurzyło. Mówili „Na pewno jesteście wagnerowcami*. Przyjechaliście, aby rewolucję tutaj robić, aby podkopywać stabilność w kraju”.

*[red. Wagnerowcy – Grupa Wagnera, najemnicy rosyjskiej prywatnej firmy wojskowej WCzK Wagner, którzy pojawili się na terenie Białorusi pod koniec lipca 2020 r., przed wyborami prezydenckimi. Białoruskie struktury bezpieczeństwa twierdziły, że grupa ta pojawiła się na terytorium Białorusi, aby zdestabilizować sytuację przed wyborami prezydenckimi. Mówiono o próbie wmieszanie się sił zewnętrznych w wewnętrzną sytuację na Białorusi. Reakcja A. Łukaszenki oraz zakończenie incydentu pozwala na postawienie tezy, że była to kampanijna ustawka, mająca na celu nakręcenie spirali strachu]

Ile osób było w więźniarce? Jak wyglądał moment, gdy dotarliście do aresztu?

Myślę, że było nas około 25 osób. Kiedy nas przywieźli na miejsce docelowe, nie wiedzieliśmy gdzie jesteśmy. W czasie gdy przebywałem na Białorusi, od momentu zatrzymania do momentu oswobodzenia, w większości nie widziałem nikogo. Zawsze trzymali nas głową w dół, abyśmy nikogo nie zobaczyli. Wyrzucili nas jak zwierzęce ścierwo na plac, pod ścianę. Dopiero później dowiedzieliśmy się, że to Akrestina*. Leżeliśmy twarzą do ziemi, w trawie, przed betonową ścianą. Przyszli jacyś ludzie, zakładam, że OMON. Związali nam ręce z tyłu plastikowymi zapinkami i zostawili nas leżących w kałuży. Przychodzili potem ci ludzie z aparatem, kamerą wideo – to jest to słynne już wideo, na którym widać moją twarz. W miedzy czasie nas bili.

*[red. Akrestina – areszt śledczy w Mińsku, w którym torturowano zatrzymanych protestujących przeciwko fałszerstwom wyborczym. Drugim słynnym aresztem pod tym kątem było Żodino]

Czytaj także na KolorowePtaki.com: Maria Tulżankowa: “Co potrafisz zrobić na rozkaz?” [WYWIAD]

Maria Tulżankowa

Na wideo mówisz, że jesteś w Mińsku turystycznie.

Wydawało mi się, że to może złagodzić sytuację. Nas bili, nie dawali pić. Ktoś chciał pójść do toalety, odpowiadali „rób pod siebie”. Około 3.00 czy 4.00 rano byliśmy w Akrestinie. Bili kogo popadnie. Leżeliśmy, nie wiedzieliśmy co się dzieje, co będzie dalej. Później, może o 6.00, może o 7.00 rano – dokładnie nie pamiętam, gubi się poczucie czasu – zaprowadzili nas na podwórko, w jakieś garażowe, zamknięte pomieszczenie. Zamknęli i trzymali nas już tam.

Jak traktowali Ciebie?

Bili. Zmuszali do niewygodnych pozycji. Kazali klęczeć i głowę trzymać w dole. Tak przekręcali, że człowiek stawał się embrionem. W ciągu 5 minut sztywnieje, cierpnie całe ciało, momentalnie. Jeszcze ręce trzeba trzymać za plecami. W takiej pozie trzeba wytrzymać 2 godziny. Tam ludzie wyli z bólu. Realnie wszystko zaczyna boleć.

To nie przynosi żadnych widocznych uszczerbków, śladów, tego nie potwierdzi żadna medyczna ekspertyza, a jest bardzo ciężko. Nie dawali nam pić. Bez jedzenia możesz się obejść, ale gdy nie dają pić… krew się zagęszcza i tracisz przytomność. Tym bardziej, kiedy jest się w stresowej sytuacji i cały czas chce się pić. Do toalety też nas nie wypuszczali.

Miałem taki epizod… Tam gdzie byłem, były dwa budynki. Jeden to ośrodek izolacji sprawców wykroczeń, a drugi areszt tymczasowy. Mnie umieścili w tzw. „szklance” (red. стакан). To taka mała cela pół metra na pół metra, gołe ściany (red. nie ma okien, drzwi są zazwyczaj solidne i mają szereg otworów do cyrkulacji powietrza). Zrobiło mi się tam słabo, zacząłem tracić przytomność. Zaglądnął milicjant. Zawołał pielęgniarkę. Dała mi jakiś środek i było trochę lepiej. Dali choć trochę wody, żebym popił.

Główne tortury, znęcanie się, były w areszcie tymczasowym. Nas wszystkich zmuszono do klęczącej pozycji. Przychodzili jacyś ludzie i nas bili. Wszystkich z rzędu.

W jakim celu Was bili? Chcieli uzyskać jakąś informację, jakieś odpowiedzi?

Bili ludzi tak po prostu. Nas nie bili, żeby zmusić do podpisania jakiegoś dokumentu, żeby wydobyć jakąś informację, albo żebyśmy się do czegoś przyznali. Oni nas bili, żeby bić. Zachowywali się jak faszyści. Ze mną w celi, nie licząc nas dwóch z Rosji, byli jeszcze obywatele Uzbekistanu, Kazachstanu, dwójka nieletnich i wszystkich bili tak samo jak mnie, a może i nas bardziej, bo przyjechaliśmy „rozwalić kraj”.

Tam byli różni ludzie. Byli ci, którzy uczestniczyli w manifestacjach, ale byli też zupełnie przypadkowi. To się tak odbywa: jest manifestacja, ludzi rozganiają, rzucają granaty. Ludzie się rozbiegają i trzeba ich szukać. A kogoś przecież złapać trzeba. Dlatego OMON biegał po podwórkach i zwyczajnie wyłapywał ludzi. Jakaś para siedzi na ławce i się całuje. Przybiega OMON i zaczyna ich bić. Potrzebowali pokazać efekt swojej pracy, rozganiali ludzi, łapali ich, itd.

Jak już wspomniałeś, gdy byłeś zatrzymany zupełnie nie miałeś kontaktu ze światem zewnętrznym. Znamy obrazki, że wolontariusze chodzili przed więzieniami i krzyczeli, aby uzyskać choć informację, kto jest zatrzymany.

Mieliśmy bardzo ograniczone możliwości, aby się czegokolwiek dowiedzieć. Wiedzieliśmy, że za murem są ludzie. To było bardzo wzruszające. Ludzie tam krzyczeli „trzymajcie się”. Czasem podawali, która jest godzina, bo myśmy nie wiedzieli. Jedna dziewczyna chodziła i krzyczała „Wania, trzymaj się, kocham Cię, kiedy wyjdziesz to weźmiemy ślub”. To było taka ciepła, serdeczna historia. Ale to miało też drugą stronę medalu. Gdy ludzie na zewnątrz krzyczeli, aby nas podtrzymać na duchu, nas z kolei bito – za te okrzyki. Im dłużej krzyczano, aby nas wesprzeć, tym dłużej nas bito.

Pracownicy aresztu oraz izolatora nie zadawali mi pytań związanych z tym, co robiłem na Białorusi. Natomiast pytania kim jestem, co tu robię otrzymywałem od śledczych, którzy na początku wysłuchali moich wyjaśnień, a potem zaczęli prowadzić śledztwo. W odniesieniu do nich nie mam żadnych uwag. Zachowywali się prawidłowo, nie znęcali się, nie bili, nie grozili.

Pojechałeś na Białoruś obserwować wybory, a zostałeś niemalże oskarżony o organizację zamieszek.

W mediach pojawiła się błędna informacja. Nigdy nie zostałem oskarżony o organizację. Od samego początku, aż do teraz obwinia się mnie o udział w zamieszkach.

12 sierpnia przeniesieni zostaliśmy do cel. Tam też warunki były opłakane. 30 osób umieszczono w 6 osobowej celi. Było tam bardzo duszno, zabrano nam ubrania, wszyscy byliśmy tylko w bieliźnie. Nie dawano nam papieru toaletowego. Prycze nie miały materacy, były tam takie metalowe kwadraty, które wbijały się w ciało. To było straszne. Ale był kran z wodą i toaleta. To było takie szczęście, że można było pójść do toalety i napić się wody z kranu.

Wieczorem zaprowadzono mnie do gabinetu, gdzie czekał śledczy i adwokat z urzędu. Powiedzieli mi, że jestem podejrzany o naruszenie prawa karnego: udział w masowych zamieszkach. Serce mi prawie stanęło. Wydano mi dokument, że mam status podejrzanego, że powinienem być przeniesiony do aresztu tymczasowego.

Finalnie Twoim adwokatem był Anton Gaszyński, ale nie był z urzędu.

Byłem wstępnie umówiony z adwokatem Gaszyńskim, adwokatem Witalego Szklarowa* – tak na wszelki wypadek. To taka standardowa praktyka, że dostajesz kontakt do adwokata w razie zatrzymań. Wiedzieliśmy, że mogą być na miejscu protesty, pikiety. Nie pamiętałem jego numeru, ale on mnie później znalazł i mnie reprezentował.

Chyba 13 sierpnia, przeniesiono mnie do innego miejsca w areszcie tymczasowym. To jeszcze zanim spotkałem się z Gaszyńskim. Tam warunki były o wiele lepsze. Nie bili, karmili 3 razy w dzień, prycze były bez dziur, po prostu płaskie, drewniane. Choć tak. Cela nie była przepełniona. Było w niej 5 miejsc, i tylko w jednym momencie było nas 6 osób.

Z Igorem historia obeszła się łaskawiej. Jego wypuścili – jeśli się nie mylę 11 sierpnia. Nie postawiono mu zarzutów. Zakazano tylko wjazdu na teren Białorusi na 5 lat.

*[red. Witalij Szklarow – rosyjski politolog, specjalista od marketingu, wspierający kandydata na prezydenta Białorusi, blogera Siarhiejoa Cichanouskiego. Wcześniej. pracował przy kampanii wyborczej rosyjskiej opozycjonistki i celebrytki, Kseni Sobczak oraz w siedzibie kandydata na prezydenta USA Berniego Sandersa]

Na Białoruś pojechaliście z Igorem w tym samym celu. Zatrzymano Was w tym samym czasie. Trafiliście wspólnie do aresztu. Dlaczego Ciebie nie wypuszczono razem z nim?

Mogę tylko przypuszczać. Rozmawiałem o tym z pracownikami ambasady, którzy zajmowali się wyciągnięciem mnie z aresztu, Powiedzieli, że nas obydwu miano wypuścić w tym samym czasie, ale z niewyjaśnionych przyczyn w ostatnim momencie Igora zdecydowano się uwolnić, a mnie nie. Nie wiem dlaczego. Przypuszczam, a właściwie jestem pewien… Widzisz, jestem bardziej znaną postacią niż Igor, on jest młody, ma niewielkie doświadczenie w działalności politycznej. Ja jestem w tym wszystkim od dawna.

Może chciano ze mnie zrobić przedmiot wymiany, jakiegoś targu. W niektórych internetowych prokremlowskich źródłach mówiono, że Vazhenkov jest zdrajcą kraju, bydłem, itd. Że trzeba mnie wymienić na kogoś drugiego. Z kim wymieniać? Nie wiem, bo u mnie nie ma innego obywatelstwa, prawa stałego pobytu w innym kraju, ale takie były wrzuty informacyjne. Może chciano mnie wykorzystać do jakiegoś targu, albo potraktować jako zakładnika. O nas mówił przecież sam Łukaszenko.

Czytaj także na KolorowePtaki.com: Laureat Grand Press Photo Witold Dobrowolski zatrzymany na Białorusi

Jaki był moment gdy Cię uwolnili?

Ten moment pamiętam bardzo dobrze. 12 sierpnia wieczorem powiedzieli mi, że mam status podejrzanego i wg białoruskiego prawa mają trzy dni, żeby albo nadać mi status winnego, albo wypuścić. Dlatego 15 sierpnia wiedziałem, że albo zostanę tam na długie lata, albo pojadę do domu. 15 sierpnia wieczorem przyszli do mnie do celi i powiedzieli „Vazhenkov z rzeczami do wyjścia”. To moment, kiedy myślisz „co to będzie”.

Czekał na mnie śledczy, podszedł i powiedział „uwalniamy Cię”. Przy mnie podpisał dokument o uwolnieniu z Akrestino. Jak wyszedłem, to zobaczyłem, jak dużo ludzi było na ulicy. Całe namiotowe miasteczko ludzi, którzy witali tych co wychodzili, medyczna pomoc, psychologiczna, jedzenie, picie, coś do zapalenia. To było bardzo wzruszające.

Miałem rozmowę z naczelnikiem Oddział Komitetu Śledczego Rejonu Sowieckiego. Pokazał mi dokument z podpisem pełnomocnika ds. praw człowieka Federacji Rosyjskiej, pani Moskalkowej, w którym prosi o uwolnienie mnie. Później zaczął mi mówić, że „Odtworzyliśmy całą chronologię wydarzeń, oczywiście zdobyliśmy dostęp do twojego telefonu, laptopa, itp. Wszystko to przejrzeliśmy i doszliśmy do wniosku, że w masowych zamieszkach nie brałeś udziału. I uwalniamy ciebie”. Potem przyjechał adwokat, przyjechali pracownicy ambasady, zabrali mnie do Ambasady, tam dopełniliśmy formalności niezbędne do przekroczenia przeze mnie granicy.

Na Twoim profilu w mediach społecznościowych piszesz, że chcesz dochodzić sprawiedliwości na Białorusi w związku z zatrzymaniem. Co dokładnie chcesz zrobić? Czego oczekujesz?

Złożyłem dwa zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa przez pracowników służby więziennej na Białorusi. W Federacji Rosyjskiej – 12.11 minął równy miesiąc jak złożyłem pismo – oraz na Białorusi. Nas faktycznie bili, znęcali się nad nami, wszystko co opisałem to są tortury. Pamiętasz jak mówiłem ci, że zaprowadzono mnie do celi znanej „szklanka”? Prowadzono mnie w pozycji jaskółki, ręce na plecach podniesione wysoko. Moją głową otwierano wszystkie żelazne drzwi. Oczywiście to jest bicie po głowie. Na szczęście żadnego poważnego uszczerbku na zdrowiu nie miałem. Ja jestem dosyć duży.

U Igora Rogowa było znacznie ciężej; wstrząs mózgu. Mi udało się tego uniknąć. Nam i tak niewiele się dostało. Inni mieli gorzej. Chcę, aby rozpoczęła się sprawa karna. Federacja Rosyjska ma takie pełnomocnictwa. Jestem obywatelem Rosji, a bili mnie i torturowali. Dokumenty potwierdzające pobicie są. Dokumenty potwierdzające, że w tym momencie znajdowałem się na terytorium Białorusi są. Nic Rosji nie przeszkadza w tym, aby podjąć działania prawne.

Taki sam wniosek złożyłem w Republice Białorusi, aby rozpoczęto sprawę karną. 2 grudnia dostałem odpowiedź, od dyrekcji generalnej policji, że nie stwierdzono żadnych prawnych naruszeń ze strony funkcjonariuszy. Dodatkowo poinformowano mnie, że prawo na zwracanie się do instytucji Republiki Białoruś przysługuje mi tylko wtedy, gdy jestem na terenie tego kraju. W przypadku odpowiedzi z Rosji na razie jej nie dostałem (na 8.12.2020). Pójdziemy z tym do końca, do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. To normalna praktyka. Chcę, aby ludzie, którzy się znęcają, którzy biją innych ludzi, poniżają ich, torturują, aby ponieśli karę za swoje działania.

Twoja sprawa w Białorusi jest już zamknięta?

Nie, cały czas jestem podejrzany o udział w zamieszkach. Nie wiem czy został wobec mnie zastosowany zakaz wjazdu na terytorium Białorusi. Igor Rogow ma oficjalny zakaz. W jego paszporcie jest adnotacja, że przez okres 5 lat nie może wjeżdżać do tego kraju. Mój paszport został na Białorusi. Obserwuję, co będzie działo się dalej. Oczywiście nie chciałbym, żeby mój status zmienił się na oskarżonego.

Rozmawiała Agnieszka Kaniewska

25 listopada Artem Vazhenkov na swoim profilu w mediach społecznościowych napisał:

Prawie półtora miesiąca Komitet Śledczy Federacji Rosyjskiej „rozpatruje” mój wniosek o wszczęcie postępowania karnego w sprawie o pobicie i torturowanie mnie przez białoruskich faszystów. Ogólnie rzecz biorąc, wnioski dotyczące stanu faktycznego przestępstwa rozpatrywane są przez 3 dni; czasami 10; w rzadkich przypadkach, gdy potrzebna jest ekspertyza – 30 dni. Nie ma żadnej odpowiedzi. Nie ma odmowy wszczęcia sprawy karnej, nie ma samej sprawy karnej.

Obecnie Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu rozpatruje skargę Artema Vazhenkova związaną z bezpodstawnym zatrzymaniem go na 5 dni podczas protestów antykorupcyjnych w Rosji, które odbywały się w latach 2017 – 2018. Protesty zainicjowane były przez opozycjonistę Alekseja Nawalnego.

Agnieszka Kaniewska

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *